
Zobaczmy trochę sportowej rozrywki ziom!
Od stycznia 2010 roku ani razu nie odpuściłem Monday Night RAW. Serio. Bite 9,5 roku oglądam najważniejszą tygodniówkę spod szyldu WWE. Nawet jeśli nie mogłem obejrzeć RAW we wtorek (nigdy nie oglądam gal z USA na żywo), to zawsze niedługo potem nadrabiałem to, co wydarzyło się na czerwonej gali. Dla nowych fanów, takich jak ja na początku 2010 roku, Monday Night RAW było idealnym wejściem w świat wrestlingu. Cykliczne, dwugodzinne show, na którym rozwijały się najważniejsze storyline’y federacji Vince’a McMahona. Sama struktura show wyglądała tak samo w każdym epizodzie: matche, proma oraz video package są fundamentalną częścią RAW. Dzięki temu łatwo było sobie wyrobić nawyk, by co tydzień siadać (jak do telenoweli, cytując Włodzimierza Szaranowicza) przed ekranem i na dwie godziny uciec od rzeczywistości włączając w mózgu przycisk o nazwie „suspense of disbelief”.
Gdy po miesiącach oglądania WWE złapałem zajawkę na wrestling, nie wyobrażałem sobie miesiąca bez obejrzenia RAW oraz PPV. Nieświadomie wytworzyłem wokół siebie bańkę – nie interesowałem się innymi federacjami, ilość kontentu produkowanego przez WWE była dla mnie wystarczająca, a z czasem zaczęło go przybywać (Do mojego tygodniowego kalendarza dołączyło NXT oraz Smackdown, gdy przestało być powtórką RAW). Obecnie, WWE produkuje 9 godzin wrestlingowego kontentu tygodniowo. 9 godzin! Jakość tego produktu jest mierna (oprócz oczywiście bardzo dobrego NXT), więc tym bardziej cieszę się z możliwości pominięcia nudniejszych momentów z tygodniówek, których z roku na rok zaczęło przybywać.
Wybiegłem jednak trochę za bardzo do przodu, cofnijmy się do 2015 roku. Podczas gdy Triple H prowadził swoją politykę podpisywania najgorętszych nazwisk sceny indie, ja informacje o tych zawodnikach czerpałem głównie z internetowych forów i grupek, gdzie ludzie zaznajomieni z klimatami na przykład ROH czy PWG skutecznie potrafili człowieka nahajpować. Oczywiście nigdy tego hajpu nie brałem za pewnik, ale z czasem zaufanie do opinii innych wzrosło, wystarczyło po prostu śledzić ich losy po debiutach w NXT. Innymi słowy, nawet gdy do NXT przychodziły takie nazwiska jak Kevin Owens czy Shinsuke Nakamura to i tak nie potrafiłem się zmotywować do sprawdzenia, skąd oni się tak naprawdę wzięli i czy takich fajnych wrestlerów jest więcej w innych federacjach. Moja bańka była szczelna.
Małe pęknięcia
Indy darlings w NXT zaczęło się pojawiać coraz więcej, a wraz z nimi przychodziła i odchodziła moja chęć do oberzenia czegoś od Ring of Honor. Nie potrafiłem się zmotywować do dorzucenia kolejnej tygodniówki do kalendarza, a wszystkie próby odpalenia PPV kończyły się miernie, no bo przecież nikogo stamtąd nie znałem (sic!). Prawdziwy przełom, który ukruszył skrzętnie zbudowany kokon WWE wokół mojej fanowskiej osoby nastąpił na początku 2017 roku. Wrestle Kingdom 11. Kazuchika Okada vs Kenny Omega. Internet wręcz eksplodował, ponieważ Dave Meltzer postanowił przyznać temu starciu 6 gwiazdek, co zdarzyło się po raz pierwszy od matchu Misawy z Kawadą z 1994 roku. O matchu pisali wszyscy fani, a ja uznałem, że muszę na własne oczy sprawdzić, o co tak naprawdę zrobiło się tyle szumu. Odpaliłem laptopa, obejrzałem i opadła mi szczęka. Nigdy wcześniej nie widziałem tak dobrego wrestlingu. To było lepsze niż matche Punka z Ceną, Bryana z Ceną czy Undertakera z Michaelsem, które do tej pory królowały na szczycie moich ulubionych pojedynków. Omega i Okada pokazali mi wtedy nowy pomysł na to, jak powinien wyglądać wrestling i ten pomysł bardzo mi się spodobał.
Niestety, nawet po czymś tak dobrym nie byłem w stanie się zmotywować do ogarnięcia całej federacji New Japan Pro Wrestling. Główną przeszkodą był kompletny brak wiedzy na temat tego, jak ta fedka funkcjonuje i jak powinienem ją oglądać, ale jak to mówią, co się odwlecze to nie uciecze. Dzięki tej walce znalazłem kolejne źródło rozrywki, od połowy roku regularnie zacząłem oglądać serię Being the Elite na kanale youtubowym Young Bucksów, mimo tego, że do oglądania Ring od Honor mi się nie paliło. Pod koniec 2017 roku uznałem, że siadam, robię porządny research i do czasu Wrestle Kingdom 12 chcę wiedzieć wszystko, co tylko mogę, zanim zacznę oglądać NJPW, tym razem na całego. Trafiłem na kanały RNPuro oraz Showbuckle, które w krótkiej i przystępnej formie wprowadziły mnie w klimaty puro oraz dowiedziałem się jak funkcjonuje NJPW. Zero tygodniówek, zamiast tego gale „Road to…” oraz ich kulminacje. Oprócz tego turnieje takie jak New Japan Cup, Best of Super Juniors czy G1 Climax. Bańka zaczęła pękać.
Wystarczy chcieć
Z każdym kolejnym miesiącem wkręcałem się w New Japana coraz bardziej, a sama forma gal bardzo mi odpowiadała, miło było oglądać coś, co różniło się od dobrze mi znanego, tygodniowego formatu. Wraz z upływem kolejnych miesięcy poznałem też największe klasyki wrestlingu lat 90 z All Japan Pro Wrestling, obecny STARDOM, z ogromnym zaciekawieniem obserwowałem także powstanie All Elite Wrestling i wręcz nie mogę się doczekać, gdy ruszą z własną tygodniówką. Oprócz tego otworzyłem się na pojedyncze perełki, walki polecane przez grono znajomych z obecnego AJPW czy NOAH, a nawet zerknąłem na kilka walk z PROGRESSu. Oglądanie różnych federacji sprawia mi ogromną frajdę, przebiłem swoją bańkę i dzięki temu poznałem mnóstwo świetnych wrestlerów, wciągających storyline’ów i obejrzałem niezliczoną ilość genialnych matchów.
Jeśli masz wątpliwości, czy warto wyjść z wygodnego oglądania tylko WWE to zapewniam, że jak najbardziej, jeszcze jak. Rozejrzyj się po internecie, wejdź na cagematch, zerknij na polecane matche, przebij swoją bańkę. Nawet jeśli jesteś totalnie zielony i nie masz pojęcia kogo właściwie oglądasz odpalając nową fedkę, nie przejmuj się tym. Rozsiądź się wygodnie przed ekranem i po prostu idź z flow danego show, zapytaj kogoś, kto daną fedkę ogląda i może cię wprowadzić albo znajdź poradniki jak zabrać się za nową federację, na kogo z rosteru warto zwracać uwagę i jak wygląda kalendarz eventów. Być może nie od razu, być może dopiero po chwili, ale na pewno znajdziesz jakiegoś wrestlera, rywalizację lub roster, dzięki którym zostaniesz z nową federacją na dłużej. Bo niby kto powiedział, że można czerpać frajdę tylko z oglądania jednej fedki i tyle?
Jedna myśl na temat “Przebij swoją bańkę”