Podsumowanie miesiąca: kwiecień 2021

Połączenie szukania motywacji i chęci napisania czegoś więcej niż to, co zmieści się na ćwierkaczu, zaprowadziła nas do pomysłu na podsumowanie minionego miesiąca. Nie wiem, czy będzie regularnie i czy ewentualne następne wersje byłyby podobnej długości, ale widocznie sporo się działo. Bez zbędnego lania wody nie na temat, zapraszam do czytania.

WrestleMania? CovidMania? PolakRodakMania?

Zaczynamy od największego wydarzenia w wrestlingowym światku w ubiegłym miesiącu. Podobnie jak przed rokiem, największa gala roku rozbita była na dwa dni i podobnie jak rok temu wyszło to na dobre. Nie zmienił się także piracki motyw show (dosłownie – nie chciało im się nawet nowych grafik zrobić).

Co się zmieniło natomiast, to na stadionie w końcu pojawili się fani. Jeśli chodzi o WWE, to pierwszy raz w takiej liczbie (około 18 tysięcy w każdego dnia) od zeszłorocznego Royal Rumble. Różnicę, jaką zrobili, dało się odczuć od razu.

Tak naprawdę pierwszą wartą uwagi rzeczą były opóźnienia ze startem. Ze względu na niesprzyjające warunki pogodowe (jeszcze do nich wrócimy) pierwszą walkę dostaliśmy jakieś 45-minut po tym, jak na gali przywitał na Vince McMahon.

Można mieć (złudną) nadzieję, że staruszek śledził z uwagą to, co działo się na jego monitorku, bo dostał kolejny dowód na to, że jego upieranie się przy konieczności skryptowania prom tylko szkodzi jego produktowi, kiedy kolejny wrestlerzy stawali przed kamerą bez wcześniejszego planu i musząc grać na czas, dawali lepsze i bardziej naturalne proma, niż recytowanie tekstu wykutego na pamięć.

Z największymi emocjami zarówno fanów, jak i zaangażowanych spotkało się starcie zamykające pierwszą galę między Sashą Banks a Biacą Belair. Ogólnie rzecz biorąc dostaliśmy małą powtórkę z rozrywki z kobiecego Rumble matchu, o którym więcej było tu – bardzo dobry in-ring work, właściwa osoba ze zwycięstwem, zaangażowani emocjonalnie fani i widok jednego z najlepszych babyface’ów w tej chwili ze łzami w oczach na koniec.

No i warto także nacieszyć się Banks, która znowu pokazała, jak jest dobra. pomagając swojej mniej doświadczonej koleżance w najważniejszym momencie jej kariery. Kto wie, kiedy na dobre ucieknie do Hollywood, skoro już teraz twórcy takich produkcji jak Mandalorian Disneya sami do niej wydzwaniają. Job well done.

Mieliśmy także re-debiut Polaka rodaka Babatunde Aiyegbusiego, tym razem jako Commander Azeez – mięśniak nowego mistrza interkontynentalnego Apollo Crewsa. Jak na razie nie zniknął z programów tak szybko, jak poprzednio, także nie ma co narzekać.

Za kolejny pozytyw można uznać fakt, że pojawienia się Hulka Hogana (oficjalnego gospodarza gali) spotkało się z może nie ogromną, ale większą niż wcześniej dezaprobatą fanów zebranych na stadionie. Jak widać, nie wszystkim spodobała się próba poprawiania wizerunku rasisty poprzez zestawienie go z czarnoskórym gościem, którego wszyscy lubią i szanują za liczne akcje charytatywne – Titusem O’Neilem.

Po drugiej stronie medalu natomiast mamy powód, dla którego przez ostatni rok z haczykiem nie mieliśmy fanów na arenach. Szukając odpowiedzi na to, jak bardzo zebranie takiej ilości ludzi w jednym miejscu pomogło w rozprzestrzenieniu się covida, udało mi się znaleźć dane z raportu dotyczącego niedawnego Super Bowl, według którego wydarzeni to nie zostało uznane za „superspreader event” (kilkadziesiąt zakażeń łączonych z meczem).

Warto jednak nadmienić, że 50% osób obecnych na meczu, z którymi później kontaktowano się w sprawie badania na obecność wirusa, odmówiło.

Wracając do Manii, można w ciemno zakładać, że końcowa liczba zarażonych była większa od tej na Super Bowl ze względu na dwa czynniki: wspomnianą wcześniej pogodę, która zmusiła do cofnięcia ludzi z miejsc na arenie do holów, gdzie wszyscy stali ściśnięci obok siebie i fakt, że przy WrestleManii tradycyjnie mieliśmy także trochę indysowych gali, gdzie bezpiecznie można stwierdzić, że z antycovidowymi protokołami bywało różnie.

Patrząc na oficjalne statystyki zakażeń na Florydzie, możemy zobaczyć, że w ciągu następnych kilku dni po gali mieliśmy lekki wzrost pozytywnych przypadków – 5810 średniej z ostatniego tygodnia w piątek przed galą i 6567 (szczytowy moment) 19 kwietnia.

O tym, że fani nie wracają na stałe, wiedzieliśmy od momentu ogłoszenia przez WWE planowanej sprzedaży biletów na swoje największe show. Wtedy prezydent organizacji Nick Khan wspominał o drugiej części roku jako potencjalnym okresie powrotu widowni i to w zależności od sytuacji w kraju. W ostatniej rozmowie z magazynem Variety był już bardziej optymistycznie nastawiony, mówiąc, żeby wkrótce spodziewać się informacji w tej sprawie i kiedy fani wrócą następnym razem, to już na stałe.

Dyrektor finansowy WWE Kristina Salen za to na konferencji rzuciła większym konkretem:

Jim Ross ostatnio w swoim podcaście przebąkiwał, że AEW może wrócić do tourowania już w lipcu. Major League Wrestling oficjalnie już reklamuje swoje show z 10/07 jako powrót fanów, a kwartał drugi kończy się na czerwcu, więc chyba można się spodziewał, że WWE też wróci z widownią w tym miesiącu. Chyba że chcieliby poczekać do sierpnia, żeby wrócić z przytupem na stadionie przy SummerSlam, które swoją drogą zawsze można zorganizować kilka tygodni wcześniej, żeby nie zostać w tyłach za innymi federacjami.

koniec Wednesday Night Wars

Kwiecień był także ostatnim miesiącem środowych wojen NXT TV z Dynamite od AEW. Wojna… znaczy się bieg, konkretniej maraton, a nie sprint – przepraszam panie Levesque za błędne nazewnictwo – na dobrą sprawę skończył się po paru miesiącach, kiedy dość szybko po debiucie TNT rzuciło na stół dłuższą i lepszą finansowo ofertę, do czego przeniesienie NXT na USA Network miało nie dopuścić na koniec tej bardziej próbnej, testowej umowy.

Potyczki kończymy z miażdżącą przewagą gal AEW – w znanym i lubianym demo NXT udało się zwyciężyć tylko raz (grudniowe odcinki z Rheą Ripley wygrywającą mistrzostwo kobiet na jednym show, i Dark Orderem obijającym wszystkich w chyba jedynym segmencie z zerową reakcją publiki na drugim).

Po przeniesieniu NXT na wtorki oba programy zyskały większą widownię, a Dynamite w dwóch z trzech tygodni przeskoczyło mityczny(?) milion średniej wszystkich oglądających. Najważniejsze chyba będzie to, że bookerzy tygodniówki WWE będą mogli przestać patrzeć na to, co robi konkurencja i próbować to kontrować bez większego pomysłu na długofalowe budowanie storyline’ów i może uda się znów nawiązać do czasów świetności show z lat 2017-2018.

Ibushi bez pasa, Ospreay nowym mistrzem

Tymczasem w Japonii kontynuowaliśmy trwający od kilkunastu miesięcy stan poddawania w coraz większe wątpliwości poziom bookingu w NJPW. Po ogłoszeniu połączenia tytułów IWGP Heavyweight oraz IWGP Intercontinental tym samym odcinając się nie jako od ich historii (Kota Ibushi oficjalnie jest ostatnim posiadaczem dotychczasowych i pierwszym nowego) i zaprezentowania nowego pasa jeszcze w marcu, mieliśmy jego pierwszą obronę.

A w niej Ibushi dość sensacyjnie przegrał z Willem Ospreayem, kończąc swój pobyt na szczycie po zaledwie niespełna trzech miesiącach. Żeby być uczciwym, trzeba wspomnieć o starciu z El Desperado jeszcze o wcześniejsze pasy, jednak przypadkowy mistrz wagi junior ciężkiej nie jest nazwiskiem z jakkolwiek wysokiej półki.

W związku z tym nie jestem pewien czy zabieranie złota swojemu topowemu babyface’owi tak naprawdę dopiero co po jego wygraniu w sytuacji, kiedy nie mamy do czynienia z historią początkującego gracza, a topowego wrestlera, który potrzebował zrobić tylko ostatni krok, aby się tam dostać. Mamy tu historię z korzeniami w 2014 roku, kiedy to jeszcze Shinsuke Nakamura starał się wyciągnąć z niego to, czego potrzebuje do bycia mistrzem świata.

Patrząc na podobne sytuacje z przeszłości, strata pasa w takiej sytuacji jest momentum killerem** pierwszy tytuł Edge’a, kiedy miał mocny wpływ na oglądalność Raw do momentu stracenia, Od oficjalnego podpisania kontraktu z organizacja, kiedy w oczach fanów teraz już musiał dostać swój triumf, mieliśmy 3 lata wyczekiwania, dwa wygrane G1 Climaxy, porażkę w main evencie WrestleKingdom rok temu i w końcu wyczekiwaną wygraną. Teraz możemy się nacieszyć jego panowaniem… tylko że już się skończyło. Nie będzie już kolejnego pierwszego razu, magiczny moment już uciekł. Jasne, można dać mu pas jeszcze raz czy kilka razy, ale czy to będzie to samo?

Ospreay…

Innym wątkiem w sprawie jest to, kto ten pas od Ibushiego przejął. Will Ospreay, którego największy sukces w karierze nie wzbudza już za bardzo żadnych pozytywnych emocji, jakich można by się spodziewać jeszcze rok temu o tym czasie.

Żeby pokrótce naświetlić temat: jest to powiązane z tematami poruszanymi w trakcie ruchu Speaking Out – wrestlingowego odpowiednika akcji Me Too – kiedy to masa osób (głównie kobiet) związanych w większości – ale nie tylko – z brytyjską sceną wrestlingu odważyło się opowiedzieć o swoich doświadczeniach w kontekście wykorzystywania seksualnego i psychicznego.

Starając się nie skupiać w tym tekście głównie na jednym temacie, postaram się opisać tylko najważniejsze dla mnie rzeczy. Polecam za to ten tekst, który porusza i rozwija wątek nie tylko nowego IWGP World Heavyweight championa, ale także stosunku NJPW do podobnych do tej sytuacji.

Sytuacja z Ospreayem zaczęła się na dobrą sprawę na długo przed Speaking Out, bo już w 2017 roku, kiedy jeden z jego dobrych kolegów i były tag team partner Scott Weinwright został oskarżony o gwałt przez walijska wrestlerkę Pollyannę.

Zanim ta zdążyła powiedzieć cokolwiek w tej sprawie publicznie, Ospreay na twitterze już oskarżał ją o próbowanie zaszkodzenia karierze jego kumpla. Po reakcji otoczenia wpis wkrótce zniknął, a w jego miejscu pojawiły się przeprosiny, wyjaśnienia, że może do końca nie wiedzieć wszystkiego i obietnica poprawy w przyszłości. Weinwright regularnie pojawiał się na galach organizowanych przez Brytyjczyka do 2019 roku.

Od czasu tego oświadczenia, jeśli podpadał opinii publicznej, to raczej w mniej poważnych sprawach, aż do 2019. Wtedy to Angielka Sadie Gibbs zakończyła przedwcześnie swój tour* w japońskim Stardomie (kobieca federacja), a Ospreay błyskawicznie pojawił się na twitterze, żeby ogłosić światu, jaka jest nieprofesjonalna i pochwalić się, że powiedział jej już przed przyjazdem, że nie jest jeszcze na to gotowa i miał rację.

Wkrótce okazało się, że przyspieszony powrót był spowodowany śmiercią dziadka wrestlerki, więc nie pozostało nic innego jak oficjalne przeprosiny, wyjaśnienia, że może do końca nie wiedzieć wszystkiego i obietnica poprawy w przyszłości.

Wróćmy jednak do Speaking Out, w którego trakcie powróciła sprawa z Pollyanną, na co Ospreay odpowiedział kolejnymi, dość żałosnymi przeprosinami, w których większość miejsca poświęca na mówienie o tym, jakim jest super gościem. Pamiętajcie, w sprawie wykorzystywania seksualnego pokazywanie innym, jak robić fikołki jest bardzo ważne:

Bezpiecznie można stwierdzić, że wrestlerka nie uwierzyła w szczerość intencji, biorąc pod uwagę fakt, że niezmiennie utrzymywała, że jeszcze przed 2017 Ospreay, ze względu na ich prywatne animozje wykorzystywał swoją mocną pozycję w Europie, żeby utrudniać jej rozwój kariery, nakłaniając promotorów do zaprzestania bookowania jej.

Niedługo po tym, jak przestały pojawiać się kolejne oskarżenia Ospreay wpadł na genialny pomysł na design swojej nowej koszulki. To czy to zamierzone działanie, żeby wykorzystać temat do jego promocji (może w nadziei na to, że wierni fani będą chcieli kupić choćby tylko po to, żeby potrollować krytyków Brytyjczyka) czy w głowie było kolejne zwarcie i nie pomyślał, że może to jednak trochę nie na miejscu pozostawiam do oceny.

Zbliżając się już do końca wątku naszego nowego mistrza, warto chyba jeszcze wspomnieć o tym, jak ponownie udało mu się podpaść japońskiej części widowni i przynajmniej niektórym weteranom w szatni NJPW po tym, jak z jego stajnią pożegnała się jego dziewczyna Bea Priestley. Po zwycięstwie w New Japan Cup, zaatakował on ją, wypisując w ten sposób jej postać ze swojego storyline’u, co pomijając temat promowania przemocy wobec kobiet w wrestlingu w normalnych okolicznościach (bo wtedy można by z tego zacząć temat „to tylko fikcja” i intergender wrestlingu), w wykonaniu Ospreaya – tym bardziej bez żadnej podbudowy czy sensu fabularnego, ot tak po prostu dla heatu („bo wiecie, mam kontrowersyjną historię z kobietami, czaicie?!”) – nie jest najlepszym pomysłem, na jaki można wpaść. A biorąc pod uwagę to jaką wolność daje wrestlerom booker Gedo w opowiadaniu swoich historii, można tu wrócić do pozostawienia oceny sytuacji na wzór poprzedniego akapitu.

Idealnym podsumowaniem całości było jego promo po walce, w którym zacytował innego złotego chłopca swojej organizacji, którego życie uczy, że może robić, co tylko mu się podoba i nikt nie będzie wyciągał żadnych konsekwencji, a wręcz zostanie za to nagrodzony – Conora McGregora.

Nawet zakładając optymistyczny scenariusz i uznając, że nie próbował wpływać na promotorów (choć trudno mi się oprzeć wrażeniu, że „coś w tym jest”) w sprawie Pollyanny w moich im więcej o jego osobie czytam, tym bardziej w oczach rysuje się obraz kogoś, kogo nie za bardzo ma się ochotę wspierać i cieszyć jego sukcesami. Po reakcjach, jakie widziałem po jego wielkim triumfie wnioskuję, że nie jestem sam.

zwolnienia z WWE

Wygląda na to, że w tym roku na dobre powróciliśmy już do tradycyjnych czystek w rosterze WWE po WrestleManii. Wiem, wiem rok temu też były, ale patrząc choćby na to, że zwalniano wtedy ludzi, z którymi dopiero co przedłużono kontrakty, można wnioskować, że było to bardziej PR’owe posunięcie mające pokazać udziałowcom wpowadzanie oszczędności przy covidzie, niż planowane wcześniej działanie i podobnie jak w 2019 zasadniczo nikt federacji miał nie opuszczać, żeby przypadkiem nie wzmacniać nowej konkurencji.

Mimo że wciąż jesteśmy w czasie globalnej pandemii, zwolnienia nie są już tak irytujące, jak rok temu, kiedy WWE dla kropli w morzu, jaką były oszczędności z pensji dla tych pracowników, pożegnało blisko 300 osób (licząc nie tylko wrestlerów czy agentów, ale także pracowników z biur).

Tym razem nie mamy już tak niepewnej sytuacji na rynku, bo raz, że do regularnych tapingów wróciły większe organizacje, które wstrzymały swoje nagrania jak ROH czy MLW, ale także mniejsze federacje ze sceny niezależnej powoli budzą się do życia, a z dostępnymi szczepionkami można patrzeć w przyszłość z coraz większym optymizmem.

Niedawne zwolnienia są kolejnym przykładem tego, jaki chaos często panuje w WWE i jak niezorganizowana jest to obecnie federacja. Mam tu na myśli oczywiście takie sytuacje jak rozbijanie dobrze się prezentujących czy zgranych ze sobą tag teamów, żeby „shake things up pal!” bez większego planu co dalej z danymi postaciami zrobić, po czym często Ci wrestlerzy spadają w hierarchii i tracą tak naprawdę wszystkie strony.

I tak na liście zwolnień znajdziemy na przykład Peyton Royce i Billie Kay, które może w ringu nie były na najwyższym poziomie, ale jeśli chodzi o character work, zawsze potrafiły dodać do produktu coś, czego nikt inny w rosterze zaoferować nie potrafił. Chemia wynikająca z przyjaźni jeszcze z czasów szkolnych czy świetny komediowy timing na pewno nie przeszkadzały.

Kolejnym przykładem z tej samej kategorii jest Tucker, który po heel turnie na swoim kumplu Otisie w TV pojawił się chyba tylko raz, a jego wspomniany partner wylądował właśnie w innym teamie złożonym na kolanie.

Innym przykładem takiego wspomnianego chaosu może być Chelsea Green, która już szykowała się do re-debiutu na SmackDown (w trakcie wcześniejszego kilka miesięcy temu nabawiła się kontuzji nadgarstka). Co bardziej może frustrować jej fanów to fakt, że wcześniejszy debiut przeciągał się miesiącami po tym, jak w NXT wystąpiła w teamie z Charlotte Flair i kompletnie zniknęła, żeby zadebiutować na niebieskiej gali, jak tylko pojawi się dobry pomysł na jej postać.

Ona akurat nie powinna szczególnie narzekać na brak zainteresowania swoją osobą, bo przed nieudaną przygodą w WWE miała na tyle duże nazwisko, że będzie teraz jedną z bardziej rozchwytywanych wrestlerek.

Największym nazwiskiem, jakie pożegnało się z organizacją, jest bez wątpienia Samoa Joe, który dopiero co był jednym z komentatorów i prowadzących (jeśli można tak powiedzieć, patrząc na początkową część gali) WrestleManii i o którym mówiło się, że wkrótce miał wracać do akcji w ringu. Nawet jeśli z wracaniem by nie wyszło i miałby być w stanie pracować tylko jako komentator, to i tak był w tym lepszy od większości potencjalnej konkurencji.

Joe to właśnie ten wrestler, który powinien być teraz na miejscu Christiana Cage’a – dostać jego kontrakt, jego czas antenowy i jego pompatyczną zapowiedź przed debiutem. Nie to, żebym darzył Kanadyjczyka niechęcią, ale nie ma on takiego star poweru jak Sting, Chris Jericho czy w moich oczach właśnie Samoa Joe.

Mam wrażenie, że sporo ludzi wciąż chętnie obejrzy go w starciach z najlepszymi mimo przekroczenia czterdziestki, gdzie Christian ma łatkę tego dobrego midcardera, który miał taką karierę, bo jego kumplem był Edge. Jeden w moich oczach może być znaczącym wzmocnieniem dla AEW, drugi jest tam kompletnie zbędny. Jeśli ostatecznie tam nie trafi, to na pewno znajdzie na swoim biurku stos innych ofert.

Z pracą w WWE pożegnali się także Mickie James, którą osobiście chętnie jeszcze zobaczę w ringu i biorąc pod uwagę jej doświadczenie (gdzie w przypadku kobiet jest to jeszcze bardziej w cenie, bo najzwyczajniej w świecie jest ich mniej) na pewno także zaraz gdzieś zakotwiczy. AEW lubi ściągnąć doświadczonych, ROH wciąż kuleje z rozbudową swojej dywizji, a turniej o pas kobiet ogłoszony na lato, zawsze można wrócić do Impactu, ale najmniej zdziwiłoby mnie chyba NWA i zakręcenie się obok tamtego tytułu. No i jej mąż z głównym pasem organizacji na pewno nie zaszkodzi. Nie to, żeby go jakkolwiek potrzebowała do znalezienia nowego pracodawcy.

Na liście zwolnień znajdziemy też takie nazwiska jak: Mojo Rawley, Wesley Blake, Kalisto czy Bo Dallas. Jeśli dobrze pamiętam, to w przypadku czystek w NXT oficjalnych oświadczeń nie było, ale chyba byśmy już coś usłyszeli o kolejnych osobach.

Pozostając jeszcze na moment w temacie, mówimy o WWE, więc oczywiście nie mogło się obyć bez PR’owej wpadki. Dzięki Mickie James dowiedzieliśmy się bowiem w jaki sposób organizacja dziękuje swoim pracownikom za lata pracy.

Triple H, Stephanie McMahon i John Laurinatis (!) w identycznych wpisach szybko przeprosili James na twitterze i poinformowali, że osoby odpowiedzialne za całe zajście pożegnały się już z organizacji.

Zanim ktoś zacznie chwalić powyższe osoby za błyskawiczną interwencję, chcę tylko zwrócić uwagę na fakt, że Gail Kim czy Jillian Hall (których reakcje można zobaczyć na podrzuconym wyżej tweecie) nie pracują już w WWE odpowiednio 10 i 11 lat (Hall wystąpiła gościnnie w zeszłorocznym Royal Rumble matchu), czyli nie mamy do czynienia z odosobnionym przypadkiem, a z czymś, co jest standardową praktyką od ponad dekady przynajmniej.

O ile jestem w stanie uwierzyć w niewiedzę Stephanie, o tyle w przypadku Triple H’a czy Laurinaitisa, którzy w przeszłości (i ten drugi ponownie teraz) stali na czele działu kadr zwyczajnie opowiadają bajki. Jako ciekawostkę można uznać fakt, że widziałem kilka innych nazwisk osób, które także otrzymały takie podziękowania i wszystkimi były kobiety.

APPGW

W ubiegłym miesiącu temat wrestlingu dotarł także do brytyjskiego parlamentu. Cała sytuacja ma oczywiście swoje korzenie w zeszłorocznym ruchu Speaking Out, który zmotywował grupę posłów do przyjrzenia się temu, jak wygląda ten biznes od wewnątrz i jak można mu pomóc w zwiększeniu bezpieczeństwa zaangażowanych.

Tak też zaczęły się prace nad raportem All-Party Parliamentary Group on Wrestling, który został opublikowany na początku kwietnia. Całość można przeczytać tutaj, a tym z mniejszą ilością czasu polecam wpis Willa Coolinga streszczający jego mocne i słabe i mocne strony, jak i najważniejsze punkty. A dla chętnych jeszcze podcast, w którym goścmi są Cooling, jeden z członków APPGW Alex Davies-Jones oraz prawnik specjalizujący się w temacie wykorzystywania nieletnich Alan Collins.

Jednym z bardziej wartościowych pomysłów jest prawne podpięcie wrestlingu (a konkretniej samo trenowanie go) pod sporty (czy grupy zawodowe), w których czynności seksualne są zabronione nawet w przypadku osób powyżej 16 roku życia, co uniemożliwienie powtarzanie historii, w który trener koło trzydziestki jest w związku ze swoją nastoletnią adeptką.

Co mniej optymistyczne (poza widokiem pustych ław parlamentarnych), większość zmian proponowanych w raporcie sprowadza się do powstania niezależnego organu czuwającego nad brytyjską sceną wrestlingową, co nie byłoby łatwe do zrobienia i jak pisze Cooling w swoim tekście, wrestling niejako musiałby niejako wyleczyć się sam. A do tego niestety potrzeba by było wyeliminowania ze sceny osób, które chętnie z całej sytuacji zrobią storyline czy przedstawią siebie, czy swoje organizacje za największych poszkodowanych, zamiast grupy przyczyniające się do rozwoju toksycznej kultury.

Wystarczy przypomnieć pierwszą galę PROGRESS Wrestling po Speaking Out, która rozpoczęła się od wycia policyjnych syren i „wyjścia na wolność” czy unikania jak ognia pytań fanów, czy jeden z wymienionych w Speaking Out wrestlerów był obecny na zapleczu zakończonego wrzuceniem do opisu konta na twitterze informacji o tym, że powiadomienia nie będą śledzone i wszelkie zapytania należy kierować drogą mailową po tym, jak na początku całej sytuacji byli jedną z wielu federacji obiecującej przejrzystość informacji.

Fanom i osobom z wewnątrz wrestlingowego świata pozostaje mieć nadzieję, że APPGW nie będzie jednorazowym wyskokiem, a krokiem ku zmianom, nawet jeśli miałby być one prowadzone w ślamazarnym tempie.

CMLL (się) kończy współpracę z ROH

Pod koniec miesiąca mieliśmy także małe ogłoszenie meksykańskiej CMLL, która oficjalnie poinformowała o zakończeniu współpracy z Ring of Honor. Wygląda na to, że głównym powodem tego było niespełnienie prośby o zablokowaniu pojawienia się wrestlerów zakontraktowanych przez ROH na gali nowej organizacji w Meksyku – Federacion Wrestling – mimo tego, że z prawnego punktu widzenia amerykańska strona nie miała takiej możliwości (ich kontrakty są ekskluzywne jedynie na terenie Stanów Zjednoczonych i małej części Kanady).

Wygląda to także (przynajmniej z perspektywy kogoś, kto nie jest aż tak mocno w temacie lucha) na kolejny krok w regresie CMLL, która po śmierci wieloletniego prezydenta Paco Alonso, zarządzającego organizacją nieprzerwanie od lat 80′ do śmierci w 2019 pogrążyła się w lekkim chaosie.

Początkowo – zgodnie z wolą zmarłego i wcześniejszymi przygotowaniami – federację przejęła jego córka Sofia (CMLL to rodzinny biznes podobnie jak WWE, tylko jeszcze dłużej, bo od założenia organizacji przez jej pradziadka w 1932 i podobnie jak WWE jest już / przed pandemią wydał się biznesem praktycznie idiotoodpornym), jednak już po kilku tygodniach władzę przejął jej kuzyn Salvador Lutteroth III.

Generalnie główna różnica polegała na tym, że – pomijając płeć – niespełna 30-letnia Sofia chciała skupić się bardziej na promocji młodszych zawodników i częstszych występach międzynarodowych gwiazd na galach CMLL, co niezbyt podobało się starszej gwardii wrestlerów, którzy opowiedzieli się po stronie Salvadora.

Cała sytuacja poskutkowała odejściem ze zbudowanymi międzynarodowymi nazwiskami, które mogły stanowić o sile federacji przez następną dekadę jak Rush (dziś 33 lata), Dragon Lee czy ostatnio Bandido (obaj po 26 lat).

Omega z trzema pasami i co dalej?

Kilka dni temu mieliśmy także Rebellion PPV od Impactu, na którym to do swoich tytułów mistrza wagi ciężkiej AEW i AAA Kenny Omega dołożył także zunifikowane niedawno mistrzostwa świata Impactu, dzięki czemu może teraz śmigać z czterema pasami. Podstawowe pytanie oczywiście brzmi „co dalej?”.

Moją pierwszą myślą po zobaczeniu title change’u było pójście all out i zestawienia Omegi z Kazuchiką Okadą (który wkrótce zawalczy o IWGP World title w main evencie Tokyo Dome) gdzie mógłby dorzucić do swojej kolekcji piąty pas przed straceniem go na rzecz Koty Ibushiego na WrestleKingdom, co wreszcie dałoby im wymarzoną walkę na wielkiej scenie.

Sympatyczny Japończyk to jedyna osoba, przy której jestem w stanie sobie wyobrazić zgodę Tony’ego Khana na spinowanie swojego mistrza świata, zanim (najprawdopodobniej?) tytułu AEW nie pozbawi go Adam Page.

Idealnie pewnie byłoby zschynchronizować straty pasów mniej więcej na ten sam czas, żeby przebiegły heel dostając w końcu za swoje, poleciał ze szczytu na samo dno (co w tym scenariuszu pozwoliłoby także początek faceturnu).

Pytanie, gdzie Impact widzi idealny balans między jedną z największych gwiazd wrestlingu promującym ich jako mistrz a outsiderem (i prawdopodobnie part-timerem) trzymającym ich pas. Jeśli nie chcieliby czekać na ewentualne spełnienie powyższego scenariusza, będę spodziewał się także możliwości zobaczenia jakiejś wieloosobówki, gdzie na przykład Moose mógłby zebrać pin na Swannie, wygrywając tytułu Impactu i TNA.

Nie, nie jestem w stanie sobie wyobrazić sytuacji, w której ktoś z rosteru kanadyjskiej organizacji czysto wygrywa z Omegą w singlowym starciu, kiedy ten jest mistrzem AEW. To byłby dopiero galaxy brain mastermind Dona Callisa.

Major League Wrestling na Vice TV

Vice TV natomiast zbroi się w kolejny wrestlingowy program w swojej ramówce. Do wracającej wkrótce serii (zazwyczaj dobrych) dokumentów Dark Side of the Ring dołącza federacja #5 w Stanach Zjednoczonych MLW, której środowa tygodniówka Fusion ma początkowo służyć jako lead-in do wspomnianej serii. Stacja korzysta także z usług Nielsena, więc będzie można zobaczyć, na jakim poziomie oglądalności będzie stać ich nowe show.

Dzisiaj w MLW można / warto oglądać takie osobistości jak Lio Rush czy Jacob Fatu, a jeszcze nie tak dawno występowały tam największe gwiazdy młodego pokolenia, jakie oferuje AEW: MJF oraz Darby Allin. Przez pierwsze dwa miesiące transmitowane będą starsze odcinki, a od 10 lipca ruszają nowe z powracającymi na trybuny fanami.

I tym optymistycznym akcentem kończymy… Mam nadzieję, że komuś udało się dotrzeć do tego momentu. Jeśli się spodoba i / albo będę miał wenę, może z tego wyjść stały punkt programu. Jakby się ktoś zastanawiał, to można retweetować, linkować i tak dalej. Albo chociaż zostawcie gifa z kotkiem w komentarzu.
W temacie najlepszych walk minionego miesiąca można kierować się do arkusza, gdzie wrzucam i oceniam kolorkami co lepsze z tych, które widziałem.

* wrestlerki przyjeżdżają nie na jedną czy dwie gale, ale na dłuższy kilkutygodniowy okres, w trakcie którego trenują z członkiniami stałego rosteru w dojo i występuję regularnie na galach

** na przykład pierwszy tytuł Edge’a, kiedy miał mocny wpływ na oglądalność Raw do momentu oddania go Cenie po kilku tygodniach i więcej już na poziom z tego krótkiego okresu nie wrócił, wygrana widmo Jericho, Lex Luger wygrywający złoto od Hulka Hogana w 97 – tak! Hogan ten pas stracił w trakcie budowy matchu ze Stingiem! – po czym stracił go tydzień później i już po tym fani kompletnie się poddali z cheerowaniem go

2 myśli na temat “Podsumowanie miesiąca: kwiecień 2021

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s