Sierpień w wrestlingu kontynuował lipcowy trend wszelkiej maści mniej i bardziej spodziewanych powrotów. Pojawiło się też parę zaskakujących wieści kontraktowych. No i będzie zapowiedź września. Zaczynamy oczywiście od największej bomby…
He’s back!
Po ponad 7,5 latach w wrestlingowym ringu znalazł się bowiem CM Punk, który związał się z AEW i zapowiedział już swoją pierwszą od Royal Rumble 2014 r. walkę na wrześniowe All Out. Przez lata Brooks zdobył sobie spore grono zarówno fanów, jak i krytyków, ale nawet Ci drudzy muszą przyznać, że sam moment z miejsca zapisał się jako jeden z najbardziej wyjątkowych do oglądania momentów historii naszej ulubionej rozrywki i należy do tych, które warto zobaczyć. Dzięki fanom w Jego rodzinnym Chicago być może, zanim nawet zdołał dotrzeć do ringu…
Samego Punka miło widzieć z uśmiechem na twarzy (i łzą w oku!). Miło też widzieć, że nie tyle od pierwszego proma, ile od pierwszego zdania po latach stara się promować nowe twarze. Jasne, zapewne wygra z inną nową twarzą w debiucie, ale będę w szoku, jeśli w trakcie całego swojego runu będzie po kolei wygrywał z młodszymi kolegami. Darby Allin jest już na tyle ustabilizowany, że w niczym mu ta porażka nie zaszkodzi, tym bardziej że nie tak dawno skończył całkiem mocny TNT title reign i nie jest na żadnej fali wznoszącej.
Gorzej, jeśli zaraz za nim poszedłby na przykład MJF, a potem Jungle Boy – to już by wyglądało trochę słabo. AEW jednak już trochę istnieje, więc możemy zobaczyć, że wiedzą jak wykorzystywać swoich weteranów do promowania młodszych. Idealnym wzorem bookingowym dla Punka byłby chyba Cody Rhodes, który sporo wygrywa, żeby utrzymać go na odpowiednio wysokim poziomie, ale kiedy przychodzi odpowiedni czas, to potrafi przegrać, jak ze wspomnianymi Allinem i MJF czy nawet dać się rozwalcować jak w pamiętnych matchach z Broodiem Lee i ostatnio Malakaiem Blackiem.
A skoro tym razem już na pewno wraca, można zacząć się zastanawiać, czego tak naprawdę można się spodziewać. Z jednej strony ma już 42 lata, z drugiej jego organizm przez większość tego czasu się regenerował po latach bycia praktycznie bez przerwy w trasie z WWE. Z jednej strony nigdy nie był najbardziej atletycznym z wrestlerów, z drugiej nie przeszkodziło mu to w niejednokrotnym wciągnięciu fanów w swoje historie, więc myślę, że nawet jak już opadnie hype związany z samym powrotem, to da radę nawet w AEW, gdzie fani mocniej zwracają uwagę na poziom akcji w ringu. Zresztą, nie najgorszym porównaniem w tej kwestii jest przywoływany już wcześniej Cody Rhodes, który też nie jest Reyem Fenixem czy Kennym Omegą, ale nie raz potrafił złapać oglądających za serca.
No i chyba co najciekawsze, mamy tu gościa, który w mega oskryptowanym i nieprzepadającym za naturalnymi promami środowisku był jednym z najlepszych na świecie na mikrofonie. Nic tylko zacierać ręce na to, co będzie w stanie pokazać, jak przyjdzie czas mierzyć się z Jonem Moxleyem, Eddiem Kingstonem czy MJFem.
Summer(ManHandle)Slam
A dzień po tym, jak Elitarni zdobyli trochę mainstreamowej uwagi, WWE wytoczyło swoje działa i tak oto po 16 miesiącach nieobecności związanej z ciążą na SummerSlam powróciła Becky Lynch! Niestety, jak to często w przypadku McMahonów bywa – szybko postanowili sprowadzić rozradowanych ludzi na ziemię.
Dla tych, którzy nie widzieli, lub wyparli z pamięci; tam, gdzie Punk robił laurkę Britt Baker, Becky była zabookowana do przedstawienia Bianci Belair jako totalnej frajerki. Tej samej Bianci, która przez ostatni około rok była dość mocno budowana jak na WWE, bo mimo braku jakiegoś porządnego story po wygraniu main eventu WrestleManii i niekończących się rewanży z Carmellą czy Zeliną Vegą nie była często podkładana, jak to McMahon często lubi robić mając z pasem kogoś spoza ścisłego grona kilku swoich ulubieńców.
I kiedy wydawało się, że mamy rzadką sytuację, kiedy i fani i WWE widzą tę samą postać jako topową gwiazdę, wraca Becky, więc z Belair jednak można wrócić do traktowania jej jak pozostałych członków rosteru i pokazać, że jednak nie jest na tym samym topowym poziomie.
Ktoś może powiedzieć, że przecież jeśli się chce, żeby przykładowa Becky Lynch była widziana jako top topów, to musi mocno wyglądać i wygrywać z pozostałymi. Jasne, ale nie trzeba tego robić kosztem wszystkich dookoła. Można też robić tak, żeby większość wyglądała na ludzi z wysokiej półki, ale ta jedna jest jeszcze wyżej, a nie „mamy masę przeciętniaków i jedną gwiazdę!”
Ktoś może powiedzieć, żeby poczekać, aż historia się rozwinie. Jasne, w każdej innej organizacji byłbym w stanie zrozumieć i dać kredyt zaufania, ale WWE też już trochę istnieje i też ma już swój track record… Co by nie powiedzieć, pozostawienie fanów zniesmaczonych po tym, jak w końcu po blisko półtorarocznej przerwie wróciła jedna z najpopularniejszych gwiazd organizacji w ostatnich latach, to jest jakiś sposób na odpowiedzenie sąsiadom z Jacksonville… Głupi, ale jakiś. Nikt tego nie potrafi tak, jak Oni!
A, no i po walce wieczoru z Reignsem skonfrontował się Brock Lesnar. Miał też być na Smacku, ale false advertising babyyyy…
Z pozytywniejszych wieści z obozu WWE, legenda głosi, że na TakeOverze – ku zaskoczeniu absolutnie nikogo – WALTER i Ilja Dragunov dołożyli kolejne świetne starcie do swojej rywalizacji. Sam nie miałem jeszcze okazji obejrzeć, ale widziałem sporo pochwał i ani jednego złego słowa, więc na pewno warto rzucić okiem.
Na cagematchu średnia 9,69/10 z 496 głosów w momencie pisania podsumowania.
We were NXT!
Po przegranej wojnie z AEW wielki zmiany nadchodzą na dla NXT. Na początku sierpnia ruszyła kolejna fala zwolnień, tym razem skupiająca się na złotym brandzie, a niedługo potem pojawiły się potwierdzone niedawno przez jednego z prezydentów WWE Nicka Khana informacje o kompletnej przebudowie NXT.
W skrócie mówiąc, kończą się jakiekolwiek próby Triple H’a z robieniem z tego pełnoprawnego trzeciego brandu na równi z Raw i SmackDown i masowe ściąganie perełek ze sceny niezależnej i wracamy do bycia bardziej rozwojówką dla jak największych gabarytowo atletów z jak najmniejszym doświadczeniem ringowym.
A jeśli ktoś chciałby poczytać więcej o tym temacie i może trochę powspominać stare dobre NXT – odsyłam tutaj.
Konktrakty kontrakty…
A trzymając się jeszcze na chwilę tematu kontraktów z westlerami, z WWE pożegnał się także Ric Flair, który nie potrafił dogadać się z McMahonem w kwestiach kreatywnych dotyczących czy to jego, czy Charlotte – a przy obecnej polityce oszczędnościowej jego kontrakt pewnie tylko przyspieszył decyzję o rozstaniu, a Sean Ross Sapp dotarł do informacji o kończących się umowach Adama Cole’a i Pete’a Dunne’a.
Ten pierwszy zdążył się już pojawić na największym show w roku meksykańskiej AAA TripleManii, gdzie towarzyszył swojemu przyszłemu zięciowi Andrade El Idolo, a nawet zaliczył małą konfrontację z Kennym Omegą. No i wpadł też na krótkie promo na PPV od NWA. W sumie nie wiem, czy zestawianie go z Andrade z AEW byłoby najlepszym pomysłem, patrząc na lekkie problemy z „kliknięciem” Meksykanina, a w takiej sytuacji byłaby szansa, że Flair go lekko przyćmi.
Coraz więcej znaków wskazuje na to, że wybierający między Raw lub SmackDown a AEW Cole wyląduje ostatecznie w federacji Tony’ego Khana i nie ukrywam, cieszy mnie to. Połączenie jego wzrostu i przeszłości na indysach oznaczałoby prawdopodobnie mocną walkę na zapleczu z zacofanym szefostwem, żeby wykorzystać swój potencjał. W AEW za to – mimo że robi się ciasno – będzie miał lepszą szansę na bycie tak dobrym, jak dotychczas. A to już pomijając nawet temat tego, że jego życiowa druga połówka jest jedną z ich większych gwiazd i pewnie wygodniej będzie pracować razem, w tych samych miastach.
Anglika z kolei trochę szkoda, mając w pamięci to, jak razem z Tylerem Batem kradli show na TakeOverze cztery(!) lata temu i tak naprawdę przez cały ten czas jest gotowy na bycie może nie gwiazdą #1 organizacji, ale na pewno gdzieś w main eventowym miksie, a wciąż jest tak naprawdę w tym samym miejscu.
Z tej perspektywy porównując go do takich ludzi jak MJF czy Jungle Boy z jednej strony aż by się prosiło o przeskoczenie na drugą stronę, ale z drugiej już teraz mamy mocny roster z masą ludzi na jego poziomie i z podobnym lub wyższym potencjałem i trudno byłoby znaleźć miejsce. Tym bardziej z kolejnymi wzmocnieniami w drodze.
Tu i tam
Na New Japanowym Resurgence w LA po kontuzji wrócił Will Ospreay ze swoją wersją pasa IWGP World Heavyweight mówiąc, że to on wciąż jest prawdziwym mistrzem i podobnie jak Jay White czy Hiroshi Tanahashi – który swoją drogą zakończył dość krótkie panowanie Lance’a Archera ja IWGP US championa – teasując pojawienie się w AEW. Ta no, nie dzięki.
W Stardomie za to swój powrót po prawie dwuletniej przerwie swój powrót zapowiedziała sympatyczna Hazuki, yey!
National Wrestling Alliance tymczasem zaserwowało na swoim NWA 73 – Wrestling At The Chase PPV zaserowało Trevora Murdocha przerywającego prawie 3-letni NWA World Heavyweight title reign Nicka Aldisa. I guess żaden młody zdolny się nie napatoczył, a Aldis ze złotem się znudził Corganowi.
Nie obyło się również bez smutniejszych wieści – tym razem wrestlingowy światek żegnał m.in. Bobby’ego Eatona i „The Assasina” Jody’ego Hamiltona.
A we wrześniu…
Praktycznie na start miesiąca, bo już 5 września czeka na All Out PPV od AEW. A że ich PPV zawsze stoją na wysokim poziomie, zapowiada się ciekawie…
CM Punk vs Darby Allin – chyba najbardziej interesujące i najbardziej zagadkowe starcie. Wszystko oczywiście związane z blisko 8-letnią przerwą Punka od występów w ringu. Nie jestem tylko pewien czy tak naprawdę zobaczymy, w jakiej formie jest Brooks nie tyle fizycznej, ile storytellingowej (jeśli można tak powiedzieć), bo patrząc na styl Allina, nie będzie to tradycyjna walka, a raczej znęcanie się nad Darbym przyjmującym różne szalone spoty w prawdopodobnie najważniejszej walce w swojej karierze.
Spodziewałem się, że rzucą w to miejsce od razu Omegę, ale Allin to dobry do pokonania w pierwszej walce po powrocie – odpowiednio zbudowany, ale nie będący już na fali wznoszącej czy w trakcie jakiegoś większego, czy pierwszego title reignu. Porażka, tym bardziej po prawdopodobnie mega emocjonującym matchu mu nie zaszkodzi. A poczytać, jak to przyszedł robić burial młodzieży też będzie śmiesznie.
MJF vs Chris Jericho – Niestety, ale przeszarżowali, przeciągając feud do PPV. Albo inaczej, mogli go tu dociągnąć na luzie, gdyby nie zrobili ostatniej walki na Dynamite. Friedman wygrał, ma koszuleczkę z 3:0, można się rozejść.
Po tym, jak budowali całe story z babyfacem walczącym z kolejnymi przeciwnościami losu i tym, że przy wygranej Maxwella wypadałoby go rzucić na główny pas, a Hangman – na którego myślę, że oryginalnie miał się teraz szykować, jak ten zostawałby mistrzem na All Out – zrobił sobie małą przerwę na tacierzyński, obstawiałem, że na koniec zobaczymy wygraną Kanadyjczyka. Blow off już jednak widzieliśmy i nie wygrał. Teraz stawia na szali swoją ringową karierę w AEW, ale i u mnie i z tego, co widziałem na internetach u sporej części fanów, zainteresowanie kolejnym ich zestawieniem nie stoi na wysokim poziomie.
W teorii kontrakt Jericho kończy się z końcem roku i niby jest jakaś szansa, że przeniesie się na stałe za stolik komentatorski i po kilku miesiącach zniknie, a może nawet pojawi się gdzieś na Royal Rumble choćby po to, żeby podbić sobie oferty, ale Dave Meltzer w swoim podcaście rzucił informację, że federacja ma możliwość przedłużenia umowy na kolejny rok, więc raczej bym się nie nastawiał to, że Khan go wypuści. Czyli Jericho na koniec wygrywa i można się rozejść? Tak bym obstawiał i mam nadzieję szczególnie na to drugie.
The Young Bucks vs Lucha Brothers – przyznaję, że byłem w lekkim szoku, jak zobaczyłem Meksykanów wygrywających tego title shota w starciu z Jurrassic Express, bo po ogłoszeniu mini turnieju nastawiałem się na Tarzanów z pasami. Tym bardziej że walka będzie w klatce, więc chyba jednak bardziej będzie przeszkadzać, niż pomagać biorąc pod uwagę to, kto będzie w ringu. Z drugiej strony to zestawienie nigdy nie zawodzi, to co ja się znam?
Fakt, że wypadałoby powoli dać jakiś tytuł Jungle Boyowi i to, że wygranie tytułów trochę podkopałoby ich story z Andrade – który na Dynamite podkreślał, jak to niczego nie wygrają z PACiem – sugeruje mi, że Bucksi obronią i będą się szykować pod jobnięcie Lucha Expressom w niedalekiej przyszłości. Zakończenie ostatniego Dynamite trochę jakby miało pokazać, że ktoś z dominującej grupy straci pasy, więc aż tak wielkiej pewności już nie ma. Ale też babyface’owi Santana i Ortiz już czekają w kolejce, so…
Miro vs Eddie Kingston – a tu mamy kolejny z argumentów, przez które obstawiam taki booking przy pasach tag team, a nie inny – myślę bowiem, że poznaliśmy już babyface’a, który w końcu pokona siejącego zniszczenie Bułgara. Obok debiutu Punka to może być jeden z najfajniejszych feel good momentów na gali, jeśli AEW zdecyduje się pociągnąć za spust i dać przyzwoicie wypromowany pas gościowi, który jeszcze w zeszłym roku sprzedawał swoje wrestlingowe buty, żeby mieć z czego żyć, kiedy przyszła pandemia i chyba wciąż nie zdaje sobie sprawy z tego, jak jest popularny wśród fanów organizacji. A jeśli przy ewentualnej wygranej w narożniku Kingstonowi towarzyszyłby jego wieloletni kumpel Moxley, byłaby to dodatkowa wisienka na torcie.
Dr. Britt Baker D.M.D. vs Kris Statlander – niestety od połączenia tematów „mistrzyni kobiet” i „Britt Baker” AEW znowu ma problemy ze znalezieniem czasu na porządny prowadzenie dywizji i dobre zbudowanie kolejnych pretendentek. Od tego czasu trudno oprzeć się wrażeniu, że bookują trochę w stylu WWE – Britt kogoś pokona, to dopiero wtedy będziemy się martwić, kto będzie następny w kolejce. No, ale czas na milion trios matchy się znalazł, co Tony?
Statlander – podobnie jak Red Velvet przed nią – wyskoczyła trochę znikąd. Wróciła po kontuzji, wygrała parę matchy i dostaje title shota. Szkoda, że nie mieliśmy okazji poznać jakoś lepiej jej postaci czy jakiejś ciekawej rywalizacji. Tym gorzej, że Baker jest – popularnym, bo popularnym, ale wciąż – heelem, co w takiej sytuacji może tylko utrudniać życie babyface’owym pretendentkom. Bo nie jest powiedziane, że mistrzyni będzie cheerowana na każdej gali i nie da się z tym nic zrobić – nie wyobrażam sobie, żeby nie była w stanie zebrać dobrego heel heatu, gdyby naprzeciwko niej postawić takiego Adama Page’a, w którego postaci losy ludzie są mocno zaangażowani.
Women’s Casino Battle Royal – w miejsce walki PACa z Andrade z pre-show do głównej karty wskoczyło też battle royal o miano kolejnej pretendentki, co może idealnie wpisać się w leniwy booking opisany wyżej i dać kolejną rywalkę dentystce, na którą nie trzeba będzie poświęcać zbyt dużo czasu antenowego. Tak, kobieca dywizja to jeden z niewielu – jeśli nie jedyny – słabszy punkt AEW, ale teraz już nie można powiedzieć, że nie ma za bardzo z czego lepić, jak można było na początku istnienia federacji. Tym bardziej że w battle royal można spodziewać się debiutu (i wygranej?) Ruby Soho.
Baker, Soho, Rosa, Shida, Statlander, Riho w odwodzie Hayter, Conti, Jay czy Cargil + dodatkowa godzina Rampage – no wymówki się skończyły.
Poza tym na karcie mamy też ringowy debiut Paula Wighta (Big Show), który powinien dość szybko zezłomować QT Marshalla, starcie Jona Moxleya z Satoshi Kojimą, i oczywiście Kenny’ego Omegę broniącego mistrzostwa AEW z Christianem Cagem.
Jeśli chodzi o rywala dla Moxa, to wygląda na to, że dostaliśmy zastępstwo trochę na ostatnią chwilę, bo jego rywalem pierwotnie miał być Hiroshi Tanahashi, o którym wspominał w promie kilka tygodni temu i którego match oglądał z pierwszego rzędu na NJPW Resurgence w Los Angeles. Skoro tak, to myślę, że można było zrobić z tego czy to jakiś open challenge, czy mały feud z kimś z grupy młody zdolnych, kto mógłby na spokojnie przegrać. Albo pokombinować z Minoru Suzukim, który będzie w tym czasie w USA – ich pierwsza walka z początku 2020 była świetna. To drugie oczywiście bardziej zależałoby od decyzji NJPW, więc może próbowali.
Omega vs Cage to za to jeden z najgorszych world title matchy, jakie serwuje AEW na swoich PPV, jeśli chodzi zainteresowanie. Nie to, że walka będzie słaba, bo pewnie będzie stała na wysokim poziomie – wystarczy przypomnieć sobie ich pojedynek o pas Impactu na debiucie Rampage. Bardziej chodzi o to, że Cage to ewidentnie pretendent na przeczekanie i zaoszczędzenie mocniejszego starcia na PPV, które i tak pewnie zrobi rekordowe cyferki na CM Punku.
No i przy okazji trochę znowu dostało się biednemu Impactowi, bo żeby podbudować bardziej ten match ich złoto na wspomnianym Rampage. Raz, że lepiej mieć na swoim PPV Omegę niż Christiana, a dwa, że nawet gdyby udało im się wypromować kogoś młodego do odzyskania pasa z rąk outsidera, to pokonując Cage’a nie zyska on tyle, ile zyskałaby, wygrywając z Omegą.
Nie to, że ktoś coś zrobił za ich plecami – wiadomo, że musieli się na to zgodzić. Ale wciąż trochę śmiesznie.
A jeśli to oni będą main eventować niedzielne show, to chyba można się spodziewać zamknięcia gali z Final Countdown w tle…
To jednak nie koniec wrażeń, jeśli chodzi o federację Tony’ego Khana. We wrześniu czeka ich także debiut w Nowym Jorku, który nieudolnie próbowało kontrować WWE ze swoim show w MSG – member that one? Nie znamy jeszcze karty na stadionowe Dynamite:Grand Slam, ale na pewno nie wyjdą z niczym przed ponad 18-tysięczną widownię, która przy okazji pobije rekord widowni AEW ustalony przez Rampage z debiutem Punka. No, i być może tutaj będziemy się mogli spodziewać pojawienia się innego byłego mistrza ROH… BAY BAY…
Na PPV mieliśmy jeszcze zobaczyć starcie PACa z Andrade El Idolo, ale przez problemy z dostaniem się do Stanów Anglika – a przynajmniej taka jest oficjalna wersja zdarzeń – na ostatniej prostej zostało przeniesione na Rampage 10 września. Starcie, która może być małym make or brake dla Andrade, który od odejścia z WWE opowiada o chęciach udowodnienia, że jest w ścisłym topie najlepszych na świecie, ale dość średnio wychodzi mu udowadnianie tego. Zaczął od występów na galach bookowanych przez znanego i niezbyt lubianego jako człowieka Alberto El Patrona czy próbowaniu wypromowania nowej organizacji swojego kumpla Rusha, która upadła przed swoim pierwszym show.
Ostatnio na TripleManii za to lekko zawiódł z Kennym Omegą. Nie to, że walka była zła, bo była bardzo dobra, ale raczej z kategorii tych bardzo dobrych, o których za chwilę nikt nie będzie pamiętał, bo w 2021 takich bardzo dobrych walk można zobaczyć sporo, a po takich szumnych zapowiedziach i z takim rywalem spodziewałem się raczej zobaczyć tego Almasa z NXT robiącego out of this world match of the year contendera, a nie „tylko” match na srebrny kolorek w arkuszu.
Na japońskim froncie dostaniemy m.in. dwudniowe (4 i 5 września) Wrestle Grand Slam na MetLife Dome od NJPW, a tam takie smaczki jak Tanahashi vs Ibushi o pas IWGP US czy starcie niedawno powracającego po kontuzji Hiromu Takahashiego z Robbiem Eaglesem w pierwszej obronie tytułu mistrza IWGP Junior Heavyweight w karierze Australijczyka.
Dzień pierwszy w sobotę o 9:30 czasu polskiego – czyli czytający, którzy jeszcze mają cierpliwość do New Japana już pewnie wiedzą, czy dwie ostatnie walki warte polecenia. Niedzielne show startuje o 7:30 naszego czasu.
Lio Rush vs Taiji Ishimori na NJPW Strong Autumn Attack 26 września też zapowiada się bardzo ciekawie.
Na zakończenie oczywiście zapraszam do wspomnianego arkusza z ocenkami walk i zachęcam do komentowania i udostępniania. Miłego dnia!