Co z tym NXT?

Przez dłuższy czas zastanawiałem się jak podejść do tego podejść i wyszło mi, że dzisiaj będzie o adaptacji i dostosowywaniu się do otoczenia. Coraz więcej wskazuje bowiem na to, że NXT, jakie znamy i do jakiego zdążyliśmy się przyzwyczaić przez ostatnią blisko dekadę, wkrótce przejdzie wielkie zmiany. Zapowiedź niejako mogliśmy już oglądać w ostatnim czasie na Raw, a trochę konkretniejszych szczegółów dorzucili dziennikarze Mike Johnson i Dave Meltzer.

Wielu może już nie pamiętać, ale początkowo NXT było programem bardziej w formacie teleturnieju, w którym w każdym z sezonów kilku uczestników brało udział w przeróżnych konkurencjach, a zwycięzca dostawał kontrakt z Raw lub SmackDown i title shota na jeden z pasów.

*****

*****

Początki panowania Triple H’a i złota era

W pewnym momencie jednak za kulisami swoje pierwsze poważne stanowisko zajął coraz rzadziej występujący w roli wrestlera Triple H. Krótko mówiąc od teraz jego głównym zadaniem było zadbanie o szkolenie i przygotowanie kolejnych pokoleń gwiazd organizacji.

Po swoim pierwszym nieudanym projekcie – zakontraktowaniu i błyskawicznym oddelegowaniu na SmackDown meksykańskiego gwiazdora Mystico (oryginalny Sin Cara) – postanowił on połączyć sezonowe NXT z ówczesną, niekoniecznie kojarzoną z dostarczaniem wielkich gwiazd rozwojówką federacji FCW i przenieść nagrania już w bardziej zbliżonym do obecnego formacie do Full Sail University. Wkrótce powstało także pierwsze Performance Center.

Co ciekawe, początkowo HHH był niechętny do sprowadzania do WWE ludzi z jakimś poważniejszym doświadczeniem na scenie niezależnej, bo raz, że przed nauczeniem ich pracy w stylu WWE najpierw trzeba by oduczyć ich wszystkiego, czego nauczyli się do tej pory i dwa, że wciąż w oczach Huntera – byłego kulturysty w końcu – gwiazda musi mieć odpowiedni wygląd. Więcej o tym później.

Jednak po usłyszeniu, jakie reakcje zbierają wrestlerzy z indysów, których fani NXT traktowali jak… gwiazdy i zobaczeniu coraz bardziej rosnącej popularności m.in. Ring of Honor (co było dopiero przedsmakiem ich późniejszego wzlotu) wypadało coś tu zmienić.

I tak też rok później zmieniła się już opinia na temat gwiazd sceny niezależnej i tego, czy „robią to dobrze”. Skoro fanom się podoba, to znaczy, że coś w tym musi być i warto się temu przyjrzeć czy ten styl mu się podoba, czy nie, zamiast uparcie stać przy swoim. Nasz klient, nasz pan.

Tym samym Triple H przeszedł od krytykowania CM Punka, kiedy ten podpisywał kontrakt z organizacją McMahona przeszło dekadę wcześniej za bycie małym, wytatuowanym gościem z salek gimnastycznych do hurtowego ściągania do swojego NXT kolejnych perełek spoza WWE niezależnie od wzrostu czy sylwetki, jak Johnny Gargano, Sami Zayn czy Kevin Owens.

Na przestrzeni kilku kolejnych lat NXT – budowane nie wokół wytrenowanych od zera w Performance Center, a ściągniętych gotowych produktów – urosło nie tylko do bycia najpopularniejszym show na WWE Network, ale także do bycia brandem, który samodzielnie był w stanie wyprzedać ponad 10-tysięczne areny swoimi TakeOverami.

W oczach wielu fanów gale te podobnie jak cotygodniowe NXT TV stały na dużo lepszym poziomie niż bookowane przez Vince’a McMahona Raw i SmackDown. Jeśli o mnie chodzi, najfajniejszy okres oglądania wrestlingu to lata 2017-2018 – w dużej mierze dzięki NXT.

*****

*****

Jak wygląda gwiazda?

Zanim jednak przejdziemy do tego, dlaczego sielanka się skończyła, zostańmy jeszcze na moment w tym okresie, ale spójrzmy na to, co działo się z tymi samymi gwiazdami uwielbianymi na show Huntera, kiedy pojawiały się na czerwonej i niebieskiej tygodniówce.

Zdecydowana większość, jeśli nie każda z nich swoje najlepsze reakcje zbierały w pierwszych tygodniach po pojawieniu się na show. Nie mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że Vince McMahon nie próbował pushować gwiazd podesłanych mu przez zięcia. Przecież tu Kevin Owens z brzuszkiem trzymał jedno złoto, tam Bayley trzymała pas… wygrany trochę w sposób, który nie do końca pasuje to do jej postaci, ale przecież ma feud złym szefem! I to McMahonem! Na pewno zadziała!

Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że McMahon koniec końców zawsze jednak uciekał się do tego, co działało 20 czy 30 lat temu. Kevin Owens dostał pas Universal, ale jak zbliżyła się WrestleMania, tytuł powędrował w ręce Goldberga i jego feudu z Brockiem Lesnarem.

W tym samym czasie, kiedy Triple H zbierał pochwały za swój produkt, Vince McMahon nieustannie próbował wmówić wszystkim, że są wielkimi fanami Romana Reignsa. Ten sam Vince McMahon, który pod koniec lat 90 nie miał problemu z przyhamowaniem pushu The Rocka, bo jego wcielenie radosnego babyface’a rodem sprzed dekady zostało mocno odrzucone przez fanów. Z mocnym inspirowaniem się ECW też, a przecież była to mniej popularna federacja od jego własnego NXT, o AEW nie wspominając.

Daniel Bryan czy jakakolwiek inna indysowa perełka mogli rozkochać w sobie fanów, ale koniec końców w oczach McMahona trzeba mieć odpowiednią ilość centymetrów. Podobnie zresztą miała się sytuacja w przypadku kobiecej dywizji.

Jasne, widząc sukces Rondy Rousey w UFC, Triple H spróbował z poważnym traktowaniem kobiecego wrestlingu w swoim NXT i jasne, Vince dał im trochę poszaleć u siebie, ale między Bayley czy Banks wciąż przewijały się wezwane błyskawicznie Dana Brooke, Mandy Rose czy Lacey Evans i przy kilku podejściach wielką gwiazdę próbowano zrobić z Lany.

„Dzieci Huntera” mogą mieć większe umiejętności, ale 20 lat temu udało się trafić do gustu fanów z Trish Stratus, więc trzeba szukać atrakcyjnej blondynki, najlepiej z dużym biustem. Nawet jeśli oficjalnie nikt już nie zaproponuje sfinansowania zabiegu przy podpisywaniu kontraktu, wciąż można zauważyć większą ilość makijażu czy głębszy dekolt po przejściu z NXT na Raw, czy SmackDown.

Chociaż po powrocie na swoje wcześniejsze stanowisko i możliwie znów rosnącym wpływie na wizję McMahona przy rosnącej konkurencji Johna Laurinaitisa, kto wie, czy jednym z kierunków rozwoju nie będzie cofnięcie się do szukania wrestlerek wśród modelek, których zadaniem w większości ma być wyglądanie.

Jak to wygląda w rzeczywistości? Trzeba mieć tyle centymetrów, żeby ludzie zwracali na Ciebie uwagę na lotnisku, żeby być gwiazdą? Daleko szukać nie trzeba, wystarczy spojrzeć na sukces AEW – tak, dla tych kręcących teraz głową, są sukcesem, – i na to, jak przez okres od debiutu udało im się wypromować takich ludzi jak Adam Page, Britt Baker czy Darby Allin, który był w stanie przyciągać na swoje main eventy znaczne ilości osób i będąc w najchętniej oglądanych segmentach nawet w zestawieniu z praktycznie anonimowym #10 Dark Orderu.

A jeśli można szukać trochę dalej, to można spojrzeć też na to, że największym drawem ostatniej dekady w sportach walki jest mały, chudy rudzielec z Irlandii, którego mając u siebie przed jego karierą w UFC, Vince McMahon wysłałby razem ze wspomnianym Allinem na 205 Live.

A Orange Cassidy mógłby sobie pobiegać za pasem 24/7!

*****

*****

Koniec sielanki

Problemy i początek końca na dobrą sprawę zaczęły się w momencie powstania AEW na początku 2019 r. Przez cały dotychczasowy okres bowiem NXT było żyło niejako swoim życiem, ale kiedy tylko wybór WarnerMedia padł na środę, jako dzień emisji Dynamite WWE postanowiło skontrować ich swoim NXT TV przeniesionym na USA Network i rozszerzonym do dwóch godzin na żywo. Tak, wiem, oni byli pierwsi w środę. Tylko większość ich oglądała z odtworzenia, a nie „live” w trakcie premiery w środę.

Co było dalej, wszyscy wiemy – spektakularna porażka po tym, jak TNT zaledwie po 3 miesiącach od debiutu przedłużyło umowę z AEW na kolejne kilka lat na lepszych warunkach finansowych, zapewniając byt nowej organizacji przynajmniej do 2023. Umowę, do podpisania której zdecydowanie większa oglądalność NXT TV nad Dynamite miała nie dopuścić.

Powodów porażki można znaleźć kilka. Widoczny spadek jakości bookingu – od spokojnego i logicznego budowania storyline’ów nieco mniej oderwanych od rzeczywistości w porównaniu do Raw czy SmackDown, takich, jakie można by spokojnie zobaczyć np. we wspomnianym UFC do patrzenia na AEW i reagowania na to, co oni serwują.

Zrobienie z przedstawiania wrestlingu w nieco bardziej tradycyjny sposób kopii Raw czy SmackDown – czy w tym starym, dobrym NXT byłoby miejsce na taką „sports entertaintmentową” postać jak Dexter Lumis? No nie wiem. Jasne, ktoś może powiedzieć „Velveteen Dream”, ale to wciąż można sprzedać jako normalnego gościa, który stara się być efektowny i kontrowersyjny.

Ciekawym aspektem jest też to, czy udałoby się, jeśli nie wygrać to prowadzić wyrównaną walkę i uszczknąć więcej z niebezpiecznie zbliżających się wyników Dynamite, gdyby WWE wcześniej zaczęło traktować NXT jako trzeci brand, na równi ze swoimi odpowiednikami z poniedziałków i piątków.

Jasne, przepływ main eventerów z NXT na wspomniane programy został lekko przyhamowany, i wpadli Balor z Flair (ta to dopiero pomogła Ripley!). Ba! Wygrali nawet Survivor Series, ale zanim fani zdążyli w to na prawdę uwierzyć, brand Triple H’a ponownie był już odsunięty do swojego świata i po chwili zwolnił środowe wieczory NHL.

Jeśli spojrzymy na to, w jakim wieku są oglądający NXT, zobaczymy, że to tak naprawdę w większości Ci sami ludzie, którzy oglądają Raw i SmackDown. Ciekawe jak wyglądałaby rywalizacja z Dynamite, gdyby zarządzono szybką ewakuację z Full Sail nawet przy przenoszeniu się na USA. Albo najlepiej, gdyby przenieśli się tam wraz z tourowaniem parę miesięcy wcześniej, przyzwyczajając oglądających do tego, że oglądają show na poziomie Raw i SmackDown, a nie gorszą, biedniejszą wersję w kurniku. Bo tak jak ważna dla tej (czy jakiejkolwiek) grupy widzieliśmy nieco później, kiedy WWE przeprowadzało się do ThunderDome.

Fragment biznesowego podsumowania 2020 r od Wrestlenomics

Nikt o zdrowych zmysłach oczywiście nie powinien wróżyć upadku federacji czy tego, że AEW za kilka lat będzie wrestlingowym #1. Ale można sobie wyobrazić reakcję przedstawicieli FOXa, którzy płacą lekko ponad 4 razy więcej za SmackDown, niż TNT za Dynamite na dużo mniejszej platformie, kiedy słupki oglądalności w popularnej grupie demograficznej 18-49 są porównywalne już teraz, a za te kilkanaście miesięcy może być różnie, patrząc na to, na jakich falach są obie federacji.

*****

*****

Sukces, porażka czy lekcja?

Z jednej strony można powiedzieć, że cały projekt był skazany na porażkę od momentu, w którym Triple H zrobił z rozwojówki indysa na sterydach, zamiast trenować dziesiątki dużych, napakowanych gości i blond modelki. Z drugiej, że dostrzegł wśród fanów popyt na coś innego, niż serwuje McMahon i zamiast usilnie z tym walczyć, wszedł w XXI wiek.

Z jednej strony Jego NXT mocno dostało od ledwo powstałej federacji bookowanej przez gościa bez wcześniejszego doświadczenia w tej kwestii, z drugiej (o czym kiedyś będzie mogło trąbić zwłaszcza WWE) przedstawiając wrestling po swojemu, przeszedł od praktycznie zerowego hype’u do wyprzedawania kilkunastotysięcznych aren, produkując przy tym kawał naprawdę dobrego wrestlingu i opowiadając sporo z najlepszych historii, jakie widziałem w tej organizacji przez ostatnie lekko ponad 10 lat oglądania, a nie wałkując rewanże w nieskończoność i nazywając to storytellingiem.

Chciałbym wierzyć, że kiedy już przejmie bookerskie stery na Raw i SmackDown lekcją, jaką wyciągnie, będzie to, że warto słuchać fanów, zamiast trzymać się sztywno tego, co działało kiedyś, jak robił to przez parę dobrych lat. A także to, że warto dbać o logikę w swoich storyline’ach i nie ograniczać tak samych wrestlerów, jak ma w zwyczaju jego teść. A nie, że jak się pali, to trzeba robić paniczne ruchy i logika nie ma znaczenia.

To oczywiście zakładając, że w momencie śmierci blisko 76-letniego McMahona HHH wciąż będzie dziedzicem, bo wygląda na to, że obecnie jego notowania są na najniższym poziomie, odkąd przeniósł się za biurko. Byłbym w szoku, gdyby Stephanie została odsunięta, więc i Hunter będzie gdzieś tam kręcił, ale kto wie, czy do tego czasu nie zrobi się mała wojenka między obozami Triple H’a i Pricharda z Laurinaitisem i Kevinem Dunnem, którzy najwyraźniej na ten moment przeskoczyli Levesque’a w powojennej hierarchii.

*****

*****

Co teraz?

Zakładając, że obecne plany się nie zmienią przez najbliższe kilka lat, na NXT, a co za tym idzie później także Raw i SmackDown czeka nas napływ Big Cassów, Rybacków i Baronów Corbinów w nadziei na to, że jeden z kilkudziesięciu będzie miał potencjał na bycie kolejnym Johnem Ceną czy Batistą. Tak, wiem, Corbin w końcu znalazł rolę, w której da się go oglądać. Brawo on, zajęło to jedyne 9 lat w systemie.

Dla fanów oznacza to też powolny spadek poziomu ringowego w WWE po tym, jak w ostatnich latach – przy napływie ludzi ze sceny niezależnej – federacja zaliczyła w tej kwestii niezły progres. To z kolei jest o tyle ciekawe, że pierwszy raz można powiedzieć, że ma to jakiś znaczący wpływ na oglądalność.

Wystarczy przypomnieć na przykład Iron Man match między PACiem a Kennym Omegą, w trakcie którego liczba widzów rosła, gdzie w przeszłości w takiej sytuacji ludzie olewali większość walki wiedząc, że i tak się nie skończy do upłynięcia czasu. Oczywiście to nie znaczy, że nagle in-ring będzie ważniejszy od budowania gwiazd, ale może to być ciekawy czynnik wpływający na oglądalność za parę lat.

Takie zmiany w polityce WWE powinny natomiast pozytywnie wpłynąć na pozostałe federacji. Ubędzie bowiem duży konkurent ubiegający się o kolejnych Adamów Cole’ów tego świata.

NXT? Te parę lat na zawsze w mej pamięci!

2 myśli na temat “Co z tym NXT?

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s