Żart z widzów? Jedna z najlepszych bookingowych decyzji w tym roku? Intrygujący angle, który technicznie trzeba nazywać walk? Na pewno coś, co wywołało mieszane uczucia tak u mnie, jak i u szerszej widowni AEW. Czym tak naprawdę było starcie CM Punka z Jonem Moxleyem o miano niekwestionowanego mistrza AEW, patrząc już z większym spokojem kilka dni później?
Jak się tu znaleźliśmy?
Zanim skupimy się jednak na samym zeszłotygodniowym pojedynku i ewentualnych jego konsekwencjach cofnijmy się nieco w czasie.
29 maja tego roku. CM Punk po 9 miesiącach od swojego powrotu do wrestlingu w końcu ponowie wspina się na szczyt i zostaje mistrzem świata AEW. 3 dni później na Dynamite doznaje kontuzji kostki i na piątkowym Rampage spada na nas informacja, że nowy champion będzie zmuszony poddać się operacji, a pod jego nieobecność wyłoniony zostanie tymczasowy mistrz.
Mini turniej wygrywa Jon Moxley, który przez następne dwa miesiące regularnie walczy i trzykrotnie broni swojego pasa. Po ostatniej obronie przed atakiem Chrisa Jericho i jego grupy Moxa ratuje powracający CM Punk, który przy okazji radośnie skacze na operowanej nodze, dając znać, że jest w pełni gotowy do akcji. Krótka konfrontacja i mamy main event kolejnego All Out PPV, które niecałe trzy tygodnie od tego momentu (4 września) odbędzie się w rodzinnym dla Punka Chicago.
Ten szczyt jest za duży dla nas dwóch
Tydzień później jednak dowiedzieliśmy się, że będzie zmiana planów i po dwóch brawlach obu mistrzów walka została przeniesiona na kolejne Dynamite. I tym sposobem docieramy do wielkiej walki, dającej odpowiedź na to, kto jest prawdziwym #1 w AEW. Walki, która trwała tyle, że na spokojnie zmieściła się w całości jako highlight segmentu na YouTube.
Wśród reakcji fanów dominował głównie szok związany z tym, jak jednostronnie potoczyła się walka i tym, że skoro dostaliśmy zwycięzcę bez żadnych kontrowersji, to co w takim razie będzie w walce wieczoru na PPV już za tydzień z haczykiem? Bo przecież nie Punk po takim squashu?
Po tytule pewnie domyślacie się, że będzie bardziej pozytywnie, niż negatywnie to chyba najwyższa pora przejść do moich odczuć.
Moją pierwszą reakcją było zadowolenie z tego, co dla wielu było największym minusem: dostaliśmy ledwo 3 minuty walki, która przecież była tak hajpowana! Ja z kolei od jakiegoś czasu liczyłem, że w końcu w którejś walce ze złotem na szali zamiast tradycyjnego trzydziestominutowego klasyka dostaniemy coś takiego. Coś, co doda odrobiny nieprzewidywalności.
Co prawda w mojej wyobraźni był to raczej Malakai Black, mordujący kogoś jednym kopnięciem zaraz po gongu przejmując pas, ale takiego Moxa jak najbardziej zaakceptuję!
Tym bardziej nie powinno to być już argumentem, kiedy wiemy, że nie dostaliśmy tego zamiast dłuższej walki, a dodatkowo. A dostaliśmy czysty finish, a nie interwencję z zewnątrz czy tym bardziej jakieś DQ. Choć muszę też w tym miejscu przyznać, że skłamałbym, pisząc, że nie pojawiło się lekkie zdziwienie i niepewność po przeczytaniu, że już na PPV planowany jest rewanż…
Żeby nie było tak kolorowo…
Żeby nie było tak kolorowo, trzeba też zaznaczyć parę rzeczy.
Po pierwsze, jeśli AEW nie powinno robić czegoś takiego zbyt często, jeśli chcą zachować wyjątkowość tak jak, kiedy wspomniany Black czy Brodie Lee rozjeżdżali Cody’ego Rhodesa – Tak! Tony Khan już takie coś bookował, tylko nie miał odwagi zrobić tego w AEW World title matchu!
Po drugie konieczne jest też wspomnienie o okolicznościach. W końcu context is king,
W tym przypadku myślę, że nie da się mówić i oceniać tej bookingowej decyzji bez wspomnienia o napływających informacjach o pierwszej większej fali niezadowolenia w AEW czy o nieplanowanym wywoływaniu Adama Page’a przez CM Punka w swoim promie.
W tym przypadku bowiem łącząc to z przeniesieniem main eventu PPV na Dynamite chwilę przed nim, zostawiając oficjalne ogłoszenie, jaka będzie walka o pas mistrzowski federacji – a więc w większości przypadków najważniejsza – łatwo można odnieść wrażenie, że rosnący chaos negatywnie wpływa na produkt na ekranie. W organizacji próbującej odróżnić się od WWE, które w ostatnich latach było przez fanów mocno kojarzone z Vincem McMahonem zmieniającym zdanie odnośnie do tego, gdzie mają iść jego storyline’y, co zazwyczaj negatywnie wpływało na produkt.
Od tego czasu wypłynęła informacja, że nie była to forma jakiejś kary dla Punka, który miał przegrać pas i zniknąć z programów AEW przynajmniej na jakiś czas, ale że ktoś miał pomysł poprowadzenia historii w ten sposób. Że jest jakiś plan.
Samo w sobie niekoniecznie musi to wystarczyć, bo przecież niekoniecznie musi gwarantować dobry follow up do tego, co widzieliśmy – a w tym przypadku to, co zobaczymy w najbliższą środę i niedzielę (czwartek i poniedziałek?) – będzie odpowiedzią na to, czy ta 3-minutowa walka była dobrą decyzją.
W moich oczach im więcej czasu minęło, tym bardziej podobało mi się to, co zobaczyłem. Skąd takie pozytywne nastawienie?
Raz, że po tych trzech latach Tony Khan zapracował sobie u mnie na wystarczający kredyt zaufania, że mimo obecnego spadku poziomu bookingu – do zauważenia którego nie trzeba lupy – jestem w stanie poczekać i zobaczyć jak rozwinie się sytuacja.
I dwa, że w centrum wydarzeń mamy dwójkę tak dobrych storytellerów, jak CM Punk i Jon Moxley. Nie każdy nowy pomysł na zwrot akcji w story dwa tygodnie przed main eventem PPV będzie dobry. I nie każdy dobry z takich pomysłów będzie wykonany dobrze, logicznie i z satysfakcjonującym zakończeniem – dlatego podobnie jak z zaskakującymi squashami lepiej nie popadać taki nawyk.
W tym przypadku jednak wiedząc z kim mamy do czynienia i widząc, jak panowie nawiązują do przeszłości czy robią symboliczny foreshadowing nadchodzących wydarzeń, jak najbardziej jestem w stanie wstrzymać się z oceną do PPV czy Dynamite kilka dni po.
Tym bardziej że nie trzeba czekać pół roku, żeby zobaczyć, co chcą opowiedzieć, jak im to finalnie wyjdzie i czy środowy squash miał sens, czy będzie przedstawiony jako kompletnie bezsensowna strata czasu, która zepsuła „właściwą” walkę na All Out.
W tym miejscu chyba warto też wspomnieć o tym, że już w AEW obaj panowie byli w podobnej sytuacji, gdzie wydawało się, że wyjdzie słabo z dawaniem rewanżu na PPV czegoś, co dopiero co było na tygodniówce i w obu przypadkach skończyło się na jednych z najlepszych historii w danym roku. Moxley vs Kingston w 2020 i Punk vs MJF w 2022.
Jakie mamy opcje?
Co możemy zobaczyć dalej? Ciekawe będzie to, jak po takim finishu ogłoszą rewanż na Dynamite, na które już zapowiadany jest segment z Moxleyem.
Będę spodziewał się czegoś w stylu Punka sugerującego, że Mox nie jest zadowolony z takiej wygranej gdzie jego rywal i może stawiającego na szali brak kolejnych title shotów, jeśli przegra i Moxa zgadzającego się pod warunkiem, że rywal zwolni jego i AEW z odpowiedzialności za to, co mu zrobi w jakiejś wersji walki bez dyskwalifikacji (tu będzie pewnie dłużej, to musi być krew!).
Ogłoszenie rewanżu bez powodu i Tony Schiavone pytający Jona o reakcję będzie rozczarowaniem.
Ważniejsze i potencjalnie niosące za sobą większe skutki będzie to, co zrobią na PPV. W tym miejscu z kolei trzeba wspomnieć o potencjalnym – oczekiwanym w najbliższym czasie przez niektórych dziennikarzy – powrocie MJF-a, który przez pryzmat swojego feudu z Punkiem i okoliczności, w jakich go ostatni raz widzieliśmy, może się tu gdzieś wmieszać.
W mojej głowie piszą się trzy główne scenariusze:
1) Punk na jednej nodze przez jakieś dwadzieścia minut próbuje znaleźć sposób na dominującego Moxa, publika w Chicago je im z ręki przez cały czas i w końcu niczym peak underdog Brooksowi udaje się jakimś cudem czysto wygrać i ma swój babyface’owy title reign tak, jak zapewne planowali oryginalnie, gdzie tu miał po prostu czysto wygrać walkę unifikacyjną. Pewnie przechodzi do feudu z MJF-em.
W trakcie PPV pewnie wyszłoby dobrze z fajnym feel good momentem na koniec. Później pozostałoby życzyć im powodzenia w sprawieniu, że fani w innych miastach nie odwrócą się od Punka za odebranie pasa Moxleyowi będącemu na takiej fali.
Najgorsza opcja na już. Jeśli się sprawdzi, możecie przyjść mnie zwyzywać na twitterka za pozytywne nastawienie.
2) Punk na jednej nodze przez jakieś dwadzieścia minut próbuje znaleźć sposób na dominującego Moxa, publika w Chicago je im z ręki przez cały czas i w końcu Punk się turnuje, wygrywając kantem, bo inaczej nie da rady na jednej nodze, a pas jest dla niego tak ważny. Ma heelowy run i pewnie przechodzi do feudu z MJF-em.
Do tej opcji jestem chyba najbardziej negatywnie nastawiony, bo ostatnie promo Maxwella, a raczej reakcja fanów na promo – planowo czy nie – przedstawiała jego jako babyface’a i Khana/AEW jako heela i nawet jeśli tak by tego nie chcieli przedstawić, to część ich własnego fanbase’u mogłaby to tak odczytywać.
Raz, że WWE wałkuje to od dobrych 25 lat, więc to mocne przedstawianie się jako uboższa kopia WWE, a nie coś innego niczym peak TNA, a dwa, że nawet jakby na początku wypaliło i dało fajny feud na parę miesięcy, to jednak potencjalnie mogliby narobić sobie więcej problemów długofalowo, przedstawiając się w oczach swoich fanów jako coś, czego nie warto oglądać.
A kiedyś wszystkie soki z tego feudu by wycisnęli i kiedyś też ten potencjalnie zbudowany na babyface’a #1 na wojnie ze złym AEW MJF zniknie z tego czy innego powodu. A nie są gigantem z tak ugruntowaną pozycją, jak WWE, więc w zwiększaliby tylko swoje szanse na stanie się kolejnym „tym jebanym Impactem” – który może sobie teraz robić dobry produkt, ale przez to, co narobili kiedyś, nie ma to większego znaczenia – zamiast umacniać się jako stabilny i warty oglądania #2.
3) Punk na jednej nodze przez jakieś dwadzieścia minut próbuje znaleźć sposób na dominującego Moxa, publika w Chicago je im z ręki przez cały czas i w końcu Punk się turnuje, wygrywając kantem, bo inaczej nie da rady na jednej nodze, a pas jest dla niego tak ważny. Plot twist: MJF pomaga mu wygrać i przez jakiś czas są heelowym duetem w main eventowej scenie.
Tutaj mam nawet dwa podscenariusze!:
a) MJF po paru miesiącach wbija Punkowi nóż w plecy, żeby jakoś przejąć pas
b) Eddie Kingston po paru miesiącach odbiera pas Punkowi i po jakimś czasie tracie na rzecz Friedmana
Opcja według mnie najlepsza także z perspektywy Jona Moxleya i potencjalnego zmarnowania lub nie momentum i wsparcia fanów, jakie sobie zbudował w ostatnim czasie. Mimo tego, że tak naprawdę nie miał wygrywać tego pasa ponownie, przypadku pójścia scenariuszem #1 trudno byłoby się oprzeć wrażeniu, że trochę zmarnowali potencjał i że można było na spokojnie poczekać np. do Full Gear z przerzuceniem pasa z powrotem na Punka.
Jeśli wykorzystaliby to do takiego odświeżenia postaci Brooksa i ogólnie main eventowej sceny byłoby to łatwiejsze do zaakceptowania. Tym bardziej że fundamenty pod ewentualny turn w przyszłości już wylewali. A jeśli nie, to przecież wtedy reakcja by się zgadzała.
Sam nie byłem zwolennikiem tezy, o konieczności zobaczenia Punka po ciemnej stronie mocy odkąd wrócił rok temu i często można było spotkać takie komentarze, ale w tej sytuacji nie wiem, jaki musiałby się wydarzyć storytellingowy majstersztyk, żeby Brooks wyszedł z tego obronną ręką wciąż jako babyface.
Dobra, żartowałem. Mam jeszcze jeden, bonusowy scenariusz:
4) Mox squashuje Punka jeszcze szybciej, niż na Dynamite. Prawdopodobne? Raczej nie. Musieliby zmienić mocno swoje plany? Jak najbardziej. Byłyby to momenty i feud zapamiętane na długo? Jeszcze jak!
*****
tu mamy arkusz z ocenami walk
tu i tu jestem na twitterze
tu jest kotek